5 lutego 2014

ulubieńcy stycznia 2014


Dzisiaj o produktach, które rewelacyjnie się u mnie sprawdziły w styczniu.
Ich wybór nie jest przypadkowy - dane kosmetyki namiętnie używałam cały miesiąc i nie wyobrażam sobie dalszego funkcjonowania bez nich. Dlaczego? Już wszystko tłumaczę.

Na pierwszy rzut pielęgnacja. Odżywka Color Spülung z Rossmannowskiej firmy ISANA lądowała u mnie na włosach przy codziennym myciu głowy. Jest bardzo lekka, przyjemnie pachnie, nie obciąża włosów, ułatwia rozczesywanie, jest wydajna, a przede wszystkim jest tania (ok.5zł) i łatwo dostępna. Jest to produkt do włosów farbowanych - przy jej używaniu nie zauważyłam aby kolor moich włosów się wypłukiwał czy robił "matowy".
 



Kojący żel pod oczy z Oriflame to mój numer 1 w pielęgnacji twarzy. Zużywam właśnie jego piąte opakowanie co chyba mówi już samo za siebie ;)
Żel ten przyjemnie chłodzi opuchnięte oczy z rana i je nawilża. Jego konsystencja jest bardzo leciutka, więc nie martwię się o to, że obciążę nim delikatną skórę pod oczami. Coś czuję, że szybko się z nim nie rozstanę.


Idalny makijaż przez cały dzień brzmi abstrakcyjnie, prawda? Ja znalazłam swój idealny duet, dzięki któremu nie muszę się martwic o poprawki w ciągu dnia. Mowa tu o bazie pod podkład Perfecting Face Primer z Oriflame i bazie pod cienie z Avon'u.


Zarówno baza z Ofiflame jak i ta z Avonu nie pozostawiają na skórze tłustej powłoki za co daję im ogromny plus, bo przy mojej mieszanej(a bardziej tłustej) cerze to prawdziwa zmora. Oby dwa produkty rozprowadzam palcem, gdyż jest to moim zdaniem najwygodniejszy sposób. Baza z Avonu ma miękką i gładką konsystencję (w porównaniu do bazy z firmy Joko to prawdziwy cud, miód i orzeszki), natomiast ta z Oriflame jest płynno-kremowa. Cóż więcej mogę powiedziec - napewno warto je przetestowac, ale ostrzegam! To będzie miłośc od pierwszego wejrzenia ;)
 


Jeśli chodzi o róż w kremie z Oriflame to nie mam co się o nim rozpisywac. Jest to prostu boski i moja opinia o nim się nie zmieniła od czasu ostatniego posta.


Mimo, że moja generalna opinia o tuszach do rzęs z Oriflame jest raczej negatywna, to odkryłam drugą maskarę (o pierwszej możecie przeczytac w tym poście) która mnie zachwyciła. Chodzi o Master Curl, jedną z najnowszych produkcji firmy. Pięknie podkręca rzęsy bez użycia zalotki! Co więcej, ładnie je rozczesuje i nie skleja. Jedynym minusem jest to, że zostawia delikatne grudki, ale da się z tym jakoś uporac.





I na sam koniec moja największa perełka, wszystkim już bardzo dobrze znany pędzel Hakuro H50S.
Wyczekiwany przeze mnie przez bardzo długi czas i w efekcie końcowym znalazłam go pod choinką :) Jest to pędzel idealny, rewelacyjnie rozprowadza podkład na twarzy nie pozostawiając żadnych smug. Próbowałam już pędzle języczkowe, ale nie da się ich równac. Ścięty pędzel wygrywa bez dwóch zdań. Nie "zjada" podkładu, jak narazie ani jeden włosek z niego nie wypadł. Jest bardzo miękki co umila poranną makijażową rutynę.

 

Jakie są wasze styczniowe perełki? Używałyście któregoś z wyżej wymienionych produktów?
Trzymajcie się ciepło!

3 komentarze:

  1. Genialny blog, koniecznie obserwuję! Jestem zachwycona Twoim diy na pudełko na długopisy!

    heartfalling.blogspot.

    OdpowiedzUsuń
  2. Ja też używam tego kremu pod oczy świetnie mi się sprawdza : )
    obserwuje bloga i pozdrawiam

    OdpowiedzUsuń
  3. Zostałaś nominowana do libster blog award :D
    więcej informacji na moim blogu: http://fancy-brunette.blogspot.com/

    OdpowiedzUsuń

Dziękuję za każdy komentarz i opinię - są dla mnie naprawdę cenne.